Trzask. I ból. Wydała z siebie zduszony krzyk, gdy jej plecy spotkały się z ziemią. Przed oczami widziała tylko ciemność. Słyszała krzyki, śmiechy, ale... Tak jakoś daleko od siebie... Widziała tylko ciemność... I tylko nią teraz żyła...
Chwila, co się przed chwilą stało? Jęknęła. Znów jakieś głosy... Zaczynała ją od tego boleć głowa. Czy oni muszą tak krzyczeć? Zmarszczyła brwi i uniosła delikatnie powieki. Wszędzie biało. Czyżby znów wylądowała w szpitalu? Hah, ostatnio bywała tu dość często, od kiedy dostała nowego konia na którego nikt nie mógł wsiąść. Wszyscy ją przestrzegali, że kiedyś sobie coś zrobi, ale jakoś ją to nie obchodziło. Każdy nieparzystokopytny musiał kiedyś pozwolić na siebie wsiąść, prawda? Dźwignęła się lekko na łokciach i uniosła głowę, rozglądając się po pomieszczeniu. Obok łóżka stała niewielka, wykonana z białego drewna szafka nocna z dwoma szufladkami. Na szafce leżał jej telefon, tablet i kwiaty w wazonie. Prychnęła. Czemu prawie zawsze chory dostaje od znajomych kwiaty? To takie... Nudne. Przestarzałe. Powtarzalne. Zerknęła do szufladek. Parę słodyczy. Uniosła delikatnie kącik ust. Czyli jednak mama pamiętała o jej zamiłowaniu do słodyczy. Westchnęła, zamknęła szafkę i rzuciła spojrzenie w stronę okna. Tak, zasłoniętego przez białe firany. Bo przez jakie inne? Znów opadła na, uwaga, uwaga, białą poduszkę. I co ona będzie tu robić? Czytać? Hah, śmiechła. Sięgnęła powoli po telefon. Dwa nieodebrane połączenia od przyjaciółki i z pięć SMS-ów. Ach, jak ją wielbią. Westchnęła ponownie, przymykając oczy. Szpitale są bez sensu. Co masz robić całymi dniami? Chyba tylko wzdychać, jak teraz. Poruszyła się i wstała z łóżka. Kręgosłup na który upadła aż tak jej nie doskwierał, więc postanowiła się przejść. Gdyż cóż innego miała robić w tym nudnym pokoju? Zdrętwiałe nogi na początku odmawiały posłuszeństwa, ale gdy je rozruszała zdołała dojść do drzwi i wyjrzeć przez nie. Akurat przechodziła pięlęgniarka, więc dziewczyna ją zaczepiła.
- Przepraszam, gdzie znajdę mojego lekarza? - spytała niepewnie. Widząc minę dziewczyny, która teraz przystanęła i uniosła brwi wysoko do góry zdziwiła się. Zobaczyła ducha, czy coś? - Halo...? - dodała niepewnie, nadal nie uzyskując odpowiedzi na wcześniejsze pytanie. - Żyje tam pani, czy...? - Pomachała jej otwartą dłonią zaraz przed twarzą.
- Przepraszam, przepraszam! - ożywiła się kobieta. - Po prostu... Dziwię się, że pani stoi... Lekarz stwierdził, że nie powinna pani tego robić, w końcu spadła pani na kręgosłup... Zaraz po niego pójdę, a pani niech idzie się znów położyć! - machnęła w stronę łóżka i oddaliła się szybkim krokiem.
Dziewczyna przekręciła swoimi zielonymi tęczówkami i ruszyła w stronę łóżka mamrocząc coś do siebie pod nosem. Zawsze tak było. Za każdym razem gdy upadała na kręgosłup lekarz twierdził, że może to doprowadzić do bezwładu nóg. I co? Za każdym razem spokojnie wstawała z łóżka i udowadniała mu, jak to bardzo się myli. Ci lekarze są jacyś przewrażliwieni... Ale cóż, za to im płacą. Zapakowała się pod kołdrę, oparła się o poduszkę i przymknęła oczy, czekając na tego lekarza. Bo ile można po niego iść? W końcu drzwi uchyliły się, a do środka zajrzał lekarz. Był stanowczo po 40. Miał okrągłą twarz, którą okalał lekki zarost, który jak włosy, był już lekko siwy. Nosił on okulary, zza których widać było niebieskie oczy lustrujące kartę jakiegoś pacjenta, prawdopodobnie jej samej. Mężczyzna poprawił sobie okulary i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem. Uśmiechnęła się jak idiotka i machnęła mu ręką na przywitanie.
- Zakuro Shinozaki, oczywiście, kogóż innego miałbym się spodziewać? - Potarł skronie i zerknął na dziewczynę.
- A co, nie lubi mnie pan? - Zrobiła z ust podkówkę i udała, że ma zamiar zaraz się rozpłakać.
- Mogłabyś bardziej na siebie uważać - stwierdził tylko. - No cóż, i tak cud, że wyszłaś z tego bez szwanku. Prawie. Musisz się oszczędzać, a niedługo powinnaś móc znów jeździć konno. Aż znów nie spadniesz i do nas nie wrócisz... - westchnął. - Aż tak nie zależy ci na zdrowiu? Dziewczyno, pewnego dnia możesz na prawdę już nie wstać o własnych siłach, dobrze o tym wiesz - dodał, a widząc wzruszenie jej ramionami ponownie westchnął. - Ja chcę tylko powiedzieć...
- Że mam na siebie uważać, ponieważ jeśli jeszcze raz naruszę w jakikolwiek sposób kości chroniące mój rdzeń nerwowy, to mogę zostać sparaliżowana od miejsca uszkodzenia, a w najgorszym przypadku połamać sobie kark i już nigdy nawet nie kiwnąć palcem, bla bla, wszyscy już to zrozumieli doktorku - mruknęła z zawadiackim uśmieszkiem. - Czy możemy już darować sobie te gadki które słyszę co najmniej dwa razy w miesiącu? Jeszcze nigdy nic mi się nie stało, dlaczegóż więc teraz ma być inaczej? Może już pan szykować kartę wypisu, na własne żądanie. Nie będę się kisić w tym nijakim pomieszczeniu ani chwili dłużej.
Lekarz wiedział, że nic nie zdziała z tą porywczą kobietą, mimo wszystko przetarł ponownie skronie i spróbował ponownie:
- Skoro już tak dobrze znasz moje przemówienia, to na pewno dotarło do ciebie również to, iż nawet ja zaczynam się już martwić o twoją przyszłość.
- A jeśli pan dobrze mnie zna, to wie pan, że mam w dupie pana gadanie.
Mężczyzna ponownie westchnął i odwrócił się do dziewczyny tyłem by wyjść z sali. Odwrócił głowę w jej stronę i po raz ostatni przed wyjściem dodał:
- Karta będzie gotowa za dwie godziny, do tego czasu proszę skontaktować się z kimś z rodziny, żeby cię stąd odebrał. Jesteś jeszcze niepełnoletnia.
- Jeszcze - mruknęła nastolatka, sięgając po telefon i wybierając numer do swojej rodzicielki.